Zakochaj się w sobie

Tylu z nas szuka miłości, ale albo nie może jej znaleźć, albo ciągle ładuje się w beznadziejne, poplątane związki. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać dlaczego coś tak niesamowitego jak miłość wielu osobom kojarzy się z czymś bardziej traumatycznym niż wzbogacającym. Mam dwie teorie, nie są sobie przeciwne a raczej się uzupełniają:

1) Jeśli sam nie potrafisz pokochać siebie, to dlaczego ktoś inny miałby być do tego zdolny.
2) Jeśli wychodzisz z założenia, że miłość jest czymś trudnym, ciężkim i bolesnym to tak własnie jest.

Może nie odkrywam Ameryki i te dwie rzeczy wydają się dość oczywiste, ale powiem szczerze, ze poczułam się jak mały odkrywca kiedy do tego doszłam. Z resztą często jest tak, że ktoś nam coś wałkuje pół życia, bez najmniejszego skutku, aż w końcu sami dochodzimy do wielkiego "WOW, to świetne, dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?!" Życie :)

Co do "odkrycia" pierwszego zauważyłam, że kiedy czuję się zakompleksiona to moje relacje z innymi ludźmi, nie tylko miłosne, układają się gorzej. Kiedy czuję się nieatrakcyjna, albo głupia nie potrafię zachowywać się swobodnie, ciągle próbuję udowodnić, że jest inaczej mimo, że sama w to nie wierzę i ogólnie jest pasztet. Tak samo jest kiedy wypominam sobie błędy przeszłości. Przeszłość to przeszłość, nie naprawimy jej myśląc ciągle o niej, tylko pracując nad tym aby teraźniejszość i przyszłość była lepsza.

Jak pracuje nad miłością do siebie?
- codziennie przed zaśnięciem, przytulam siebie i powtarzam sobie kilka razy: "Kocham siebie, szanuję i akceptuję",
- dbam o swoje ciało i umysł,
- kiedy trafię przed lustro i wpada mi na tapetę myśl: "ale masz szeroki nos", od razu szukam w sobie dwóch atutów,
- staram się pamiętać o tym, ze jestem tylko człowiekiem i mam prawo popełniać błędy, jednocześnie jestem wdzięczna za naukę, którą z nich wynoszę.

Na prawdę dużo łatwiej, żyję się w ciele, które się kocha.

Dojście do odkrycia numer dwa sporo mnie kosztowało. Bycie w tragicznym, wyniszczającym, toksycznym związku to nie jest bułka z masłem, ale nie byłoby odkrycia gdybym tego nie przeżyła, nie wyszła z tego i nie była teraz w związku wybitnie uskrzydlającym :) Dlatego jestem wdzięczna za naukę, którą mogłam wyciągnąć.
Mój były miał usposobienie melodramatyczne, zawsze trzeba było z kimś walczyć, być na kogoś wściekłym, ogólnie miłość to chyba według niego było najgorsze co może się trafić, bo czego by się nie robiło, zawsze będzie pod górkę. Ja żyjąc w takim środowisku, mimo że moim pierwotnym założeniem było, że miłość jest prosta i przyjemna, doszłam do wniosku, że miłość to coś tak ciężkiego jak tylko można sobie wyobrazić, no ale skoro osób się tak o nią upomina, no to tak siedziałam w tym bagienku. Samotna, nieszczęśliwa i zmęczona ciągłymi bojami.
Teraz jestem w związku, w którym obydwoje zgadzamy się co do tego, że miłość i związek wymagają pracy, ale jest to praca częściej przyjemna, niż nie przyjemna, a w zamian dostajemy mnóstwo szczęścia, spokoju i innych pozytywnych uczuć.

Kochajmy siebie! Życie jest proste i piękne!  :)

Bywajcie



Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia