Jak się nie wie, czego się chce, to się ma, czego się nie chce...



Trapi mnie pewna zagwozdka. Choć jestem babą, czasami bab nie rozumiem.

Nie rozumiem "domyśl się".
Nie rozumiem foszków.
Nie rozumiem komplikowania sobie życia oczekiwaniami, że ktoś inny będzie wiedział o co Ci chodzi.

Napisałam, że to sprawa bab, ale faceci tez nie są lepsi. To była taka zaczepa :) W ogóle tak patrzę, że mamy problem z wyrażaniem potrzeb. Nie wiem czy to kwestia płci, kraju, kultury, czy tego, że nikt Nas tego nie nauczył. Fakt faktem, istnieje taka niedogodność.

I co jest chyba najśmieszniejsze, to to, że każdy chciałby mieć potrzeby zaspokojone (świadomie użyta generalizacja, bo to jedna z niewielu na tym świecie rzeczy pewnych), a mało kto potrafi o nich mówić.  Ba! Podejrzewam, że nawet pomyśleć.
To o myśleniu wnioskuje na podstawie wieloletnich obserwacji i zadawania bardzo trudnych, bardzo diagnostycznych pytań takich jak: "Na co masz ochotę?", "Co byś chciał/a?". Najczęstsza odpowiedź ankietowanych: "Aaa, nie wiem". Perełką jest jeszcze "Nie wiem czego chcę, ale na pewno wiem czego nie chcę". No brawo! Jak to słyszę, to mam ochotę się zastrzelić.



Dopóki sprawa tyczy się wyboru smaku lodów w lodziarni to luzik arbuzik, ale w mordkę, żyć ze sobą (samym) tyle lat i nie wiedzieć co się lubi, co sprawia przyjemność, co by się chciało w życiu zrobić, jakich ludzi się lubi? Tak myślę sobie, że to w ogóle mocno smutne, żyć tak i siebie nie znać.

Ale, ale załóżmy, że ktoś już wie jakie potrzeby ma. Co z tym fantem zrobić? Ja to przez pół mojego, niedługiego co prawda, ale zawsze, życia, myślałam, że wsadzić sobie w d***. Tu jest drugie ekstremum. Albo kazać innym się domyślać, albo samemu umniejszać ich wagę i specjalnie o nich nie mówić. Tak czy tak, potrzeby zostają niezaspokojone. A to rodzi frustrację.

No ale jak wiecie, zmądrzałam. Odkryłam prawdę objawioną.
1. Jak nie próbujesz poznać swoich potrzeb to ich nie znasz.
2.Jak nie mówisz o swoich potrzebach to nikt o nich nie wie.

Truizmy, z serii masło jest maślane, a rzeka bez wody jest sucha,  ale dla mnie było to odkrycie na miarę żarówki. Co najmniej. Jeśli dla Was nie, to Wam cholernie zazdroszczę. Jesteście lepsi.

Jaka płynie z tego nauka?

Ogólnie tak patrzę, że lekarstwo jest dość podobne : gadać ze sobą, kochać siebie, szanować i akceptować. Wiem, że już zaczynam być z tym nudna, ale co poradzę, że to działa? To taki terapeutyczny Amol, działa na wszystko.

To tyle w temacie zaznajamiania się ze swoimi potrzebami. Ja jeszcze czasami jak ciamkam rutynowe śniadanie zadaje sobie pytanie kontrolne "Czy na prawdę to lubię?". Przy innych rzeczach też czasami sobie zadaje.

Druga kosmicznie ważna rzecz to sygnalizowanie potrzeb. Jak już pisałam wcześniej.  Jak nie mówisz o swoich potrzebach to nikt o nich nie wie. Potrafisz czytać innym w myślach? Ja też nie. Twój facet/ dziewczyna z wysokim prawdopodobieństwem również nie.

Do wyrażania potrzeb warto używać aparatu gębowego. Mowa niewerbalna w postaci foszka i naburmuszonej miny, wbrew powszechnej opinii, nie wyraża więcej niż tysiąc słów.

Mowa niewerbalna jest super, jeśli na przykład, chcesz żeby ktoś Cie przytulił i idziesz, i się przytulasz. Aktywność jest super. Gorsze od czekania, aż ktoś się domyśli, jest tylko czekanie, aż coś z tym zrobi jak już się domyśli.



Jest mały bonusik.

Jeśli wyraźnie sygnalizujesz swoje potrzeby to nie tylko zwiększasz szanse na ich zaspokojenie, ale też uczysz ludzi w swoim otoczeniu, że też jesteś ważny i nie dajesz sobie w kij dmuchać. To budzi szacunek. Bo nie oszukujmy się ciężko szanować kogoś, kto rezygnuje z siebie aby uszczęśliwić wszystkich wokół. Kiedy całym sobą przepraszasz, że istniejesz to ludzie w pewnym momencie zaczynają te przeprosimy przyjmować za oczywistość. A jak tak już otoczenie do tego przyzwyczaisz to na każdą próbę zadbania o siebie reaguje wrogością, bo to nieznana, niewygodna sytuacja. Na co to komu?

Znanie swoich potrzeb to jedna z tych rzeczy, które czynią nas wyjątkowymi. To, że druga osoba wie, że masz specyficzne potrzeby, które ona może zaspokoić (chociażby to, że lepiej się czujesz jak idziesz po prawej, albo że posmaruje Ci kanapki masełkiem tak cieniutko, że prawie nie widać) to buduje bliskość, magie, mały intymny świat.



No to wyszły dwa bonusiki :)

Ostatnio usłyszałam fajne zdanie.

Zdrowy egoista mówi: najpierw ja. 
Niezdrowy egoista mówi: tylko ja.

Jest różnica nieprawdaż?

W ten piękny Wielkanocy wieczór,

Bywajcie :)




Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia