Żyj i pozwól umrzeć.

Coraz częściej odkrywam jak bardzo subiektywnie każdy z nas odbiera otaczającą go rzeczywistość. 
Każdy ma swój świat, a te rożne światy są właściwie niemożliwe do porównania. Różnimy się już na poziomie opisu (zielony - niebieski, ostry jak piekło -  lekko pikantny, stresujące - podniecające).



Dla mnie to znaczy bardzo wiele, bo z jednej strony staję się coraz bardziej otwarta na to aby móc poznać niesamowite światy innych osób, a przez to wiele się nauczyć, poszerzyć swoje myślenie, spojrzeć na pewne sprawy z perspektywy, która w życiu sama nie przyszłaby mi do głowy.  Z drugiej strony pozwala mi to czuć się dobrze w moim własnym świecie, nawet jeśli nie jest on dla nikogo zrozumiały, cool i trendi. I być nie musi. Mój świat, moje kredki i mogę go pokolorować jak sobie zechcę. 

Powiedzenie, że jedyną osobą, do której możesz się porównywać jesteś Ty sam, nabiera nowej mocy i przestaje być dla mnie banalnym cytacikiem. Bo jedynymi punktami odniesienia są te we mnie. 

Jest taka teoria, że każdy z nas gra główną rolę w reżyserowanym przez siebie przedstawieniu, a inni ludzi to tylko goście w Twoim świecie. Widzicie ile to spojrzenie daje możliwości? Oznacza między innymi, że możemy zaprosić do życia tych, z którymi nam dobrze i ugościć ich najlepiej jak potrafimy, ale też daje szanse pozbycia się osób które sieją ferment.  Polecam zbadać perspektywę osobom, które mają problem z wampirami emocjonalnymi. Ja powywalam je z mojego "domu". To zadziwiające, ile ograniczenie niektórych kontaktów daje energii. 

Mam w sobie coraz więcej czegoś takiego, że nie obchodzą mnie inni ludzie. Nie chodzi o to, że ich nie lubię, wręcz przeciwnie, nawet coraz bardziej. Albo, że się z nimi nie liczę, wręcz przeciwnie.

O bliskich się troszczę i chcę dla nich jak najlepiej, ale nie chcę im mówić jak mają żyć. Nie obchodzi mnie co dzieje się u syna sąsiadki cioci Heli ze Szczecina, ani newsy z Pudla. Kiedy widzę, że ktoś sobie jebie życie na własne życzenie uważam, że ma do tego prawo. W końcu najlepiej uczymy się na własnych błędach. Jeśli ktoś potrzebuje mojej pomocy, zrobię wszystko, żeby mu pomóc, ale nie będę mu mówić co ma robić. 

Nie obchodzi mnie co o mnie sadzą ludzie, których nie znam. Znam swoją wartość. 

Moja mama kiedyś zrobiła coś bardzo mądrego. Kiedy sobie bardzo szkodziłam, najpierw były krzyki i lamenty, wyciąganie mnie na siłę.

Nagle odpuściła.

Jak łatwo się domyślić, nie minęło dużo czasu i przejrzałam na oczy.  Dała mi możliwość popełnienia moich własnych błędów, a potem naprawienia ich.  Szansę zobaczenia, że jak spierdolę sobie życie to mi będzie z tym najgorzej. 
Przez to, że mogłam zrobić to sama, a nie ktoś mnie wyciągał na siłę za uszy, miałam (i mam dotąd) wielkie poczucie sprawczości, i taką naukę, że kurwa do końca życia nie zapomnę. 

Tyle czasu spędzamy na radzenie innym jak mają żyć, że sami zapominamy żyć. Niech każdy żyje po swojemu. Jak komuś dobrze tak jak jest to po co coś zmieniać? To że z mojej perspektywy coś jest bez sensu w cale nie oznacza, że faktycznie takie jest.  Ja wolę żyć według zasady "Sam bądź zmianą, którą chcesz widzieć w świecie". Pomyślcie tylko, co by były gdyby każdy włożył tyle energii w budowanie swojego życia, co w rozkmnianie życia innych. Niedługo nie byłoby działek na kolejne rezydencje.  

To trochę jest tak, że myślami tworzymy swoją rzeczywistość. Mam pewną wątpliwość co do tego czy działa to tak jak osławione prawo przyciągania i inne sekrety.

W moim odczuciu to chyba bardziej chodzi o to, że myśli tworzą pewne filtry przez który patrzymy na świat. Jak Twoje filtry są brudne (czyli pełne gniewu, nienawiści etc.) to nic przez nie nie zobaczysz, chociażby wylądował przed Tobą Pegaz z dwoma workami złota, ale jeśli Twoje filtry są czyste (pełne akceptacji, szacunku i innych dobrych emocji) możesz zobaczyć więcej, nawet diamenty w kupie gnoju.


PS: zdjęcia nie należą do mnie.
Bywajcie.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia