Dawca pamięci



Nieczęsto zdarza się aby Hollywoodzka produkcja niosła ze sobą jakiekolwiek przesłanie. Przeważnie do wyboru są trzy opcje: koszmarne romansidło, głupawa komedia, totalna sieczka. Nie mówię, że tych filmów nie oglądam, bo od czasu do czasu mi się zdarzy, niektóre nawet mi się podobają, ale przeważnie dlatego, że nie szukam w nich nic więcej poza ładnymi obrazkami i historiami, które porwą mnie na półtoragodzinny seans.

Jednak raz na jakiś czas znajdzie się perełka. Film, po obejrzeniu, którego mam potok myśli i o którym rozmyślam przez kilka kolejnych dni. Takim filmem jest dla mnie obejrzany ostatnio "Dawca pamięci". Swoją drogą, już po obejrzeniu filmu dowiedziałam się, że powstał on an podstawie książki Lois Lowry "Dawca", nie miałam jej jeszcze okazji przeczytać, więc nie wiem ile ma wspólnego z filmem.

Wracając do filmu. W "Dawcy pamięci" widzimy świat idealny. Bez różnic, bez wojen, bez zazdrości, bez wątpliwości. Każdy zna swoje miejsce i zadanie, nikt nie pała do nikogo gniewem. Ale jest to także świat bez emocji, uczuć, kolorów, muzyki, miłości, namiętności, indywidualności.

Dla mnie był on o tyle ciekawy, że mocno zwraca uwagę na radość z małych, prostych rzeczy takich jak czyjś uśmiech, promienie słońca czy kolory, a jak już się pewnie dało zauważyć mam hopla na punkcie takich rzeczy.

Niesamowicie pokazuje także jak wielką siłę daje miłość, ale nie tylko taka romantyczna, także  rodzinna, braterska, przyjacielska.

Nie tylko fabuła niesie za sobą przekaz. Sposób kręcenia też jest w moim odczuciu bardzo cennym zabiegiem. Na początku film jest czarno biały, wraz z tym jak główny bohater zaczyna dostrzegać kolory, film staje się kolorowy. Dzieje się to tak subtelnie, że nawet nie zorientowałam się kiedy z czarno białego filmu zrobił się kolorowy. W pewnym momencie nagle film z powrotem staje się czarno biały i to był dla mnie prawdziwy wstrząs, pomyślałam: "o mój Boże jaki ten świat jest straszny", kiedy uświadomiłam sobie jakim szokiem była dla mnie nagła utrata kolorów, zdałam sobie sprawę z tego jak okropny jest brak pozostałych rzeczy o których pisałam wcześniej.

Lubie takie filmy. Takie które pozwalają coś sobie uświadomić. Po seansie myślałam o wojnach, o przemocy, konfliktach religijnych i rasowych, o tych wszystkich strasznych rzeczach, które dzieją się na świecie, ale kiedy potem pomyślałam ile cudownych, inspirujących, napełniających szczęściem i nadzieją rzeczy dzieje się dlatego, że każdy z nas jest innych, poczułam się szczęśliwa i wdzięczna.za to, że żyję w czasach, w których mogę poznawać różnych ludzi, ich kulturę, religię, systemy wartości, kuchnię, że żyję w czasach w których w sumie mogę żyć jak chcę.

Podobno zarówno film jak i książka, są kierowane do młodzieży. Ja nie odniosłam po filmie takiego wrażenia. W moim odczuciu był mocny, niebanalny (pomimo tego, że jak na hollywoodzką produkcję przystało, wszyscy wiemy, ze skończy się happy endem). Myślę, że trafi i do młodzieży i do dorosłych.

Podrzucam zwiastun i z całego serca polecam.



Bywajcie :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia