Nowa sytuacja życiowa zmusza do nowego spojrzenia na temat pieniędzy. Tym bardziej jeżeli budżet pozostaje praktycznie bez zmian, za to wydatki wzrosły. A że akurat zaczyna się nowy rok akademicki, a nowy rok (jaki by nie był) jest zawsze dobrym momentem do postanowień, zrobiłam sobie postanowienie, że to ja będę rządziła moimi pieniędzmi a nie one mną.
Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. To wymaga planu. Do tego wykorzystując narzędzie jakim jest presja społeczna postanowiłam się moimi zmaganiami podzielić, z dwóch względów:
Po pierwsze, głupio jest pisać o oszczędzaniu będąc notorycznie spłukanym, więc chcąc mieć o czym pisać nie mogę być spłukana.
Po drugie, może moje pomysły kogoś zainspirują do tego, żeby ogarnąć swoje finanse.
Aby stworzyć plan, postanowiłam zobaczyć na czym stoję, czyli jakie są moje przekonania na temat pieniędzy (tak, staram się to rozgromić psychologicznie), przekonania są bardzo ważne, bo mogą nas albo blokować, albo pchać do przodu. Np. Jeżeli uważam, że bogaci to złodzieje, to nigdy nie będę bogata nie dlatego, że nie chcę mieć pieniędzy, ale dla tego, że nie chcę być złodziejem.
Najważniejsze dla mnie przekonania to:
- czy uważam pieniądze za bardzo ważne, ważne, trochę ważne, nieważne
- stwierdziłam, że bez względu na to jaki mam budżet miesięczny (1000 czy 10 tys) przy dobrym gospodarowaniu jestem w stanie coś odłożyć, a przy złym nawet mając milion miesięcznie, narobić sobie długów
- uważam, że pieniądze same w sobie nie są ani dobre ani złe, to ode mnie zależy jak ich użyję
- uważam że pieniądze mogą być efektem ubocznym robienia tego co się lubi
- to, że posiadam pieniądze nie ma nic wspólnego z moją duchowością
- potrafię zapanować nad pieniędzmi.
To tak w skrócie, jeśli chodzi o przekonania w internecie można znaleźć wiele najczęściej spotykanych przekonań i się z nimi zmierzyć.
Taki, że nie jestem w stanie kontrolować wydatków nie wiedząc jaki mam całkowity budżet. Kiedy po raz pierwszy usiadłam i policzyłam wszystkie pieniądze jakie mam, łącznie z walającymi się po domu drobniakami, okazało się, zę mój stan konta dość znacznie różni się od tego co wydawało mi się, ze mam. W tedy na szczęście okazało się, że posiadam więcej niż mi się wydawało, ale podejrzewam, że jeśli sytuacja jest odwrotna zaskoczenie jest jeszcze większe i już na pewno nie tak przyjemne.
Kiedy dokładnie wiem już ile mam pieniędzy, wypadałoby rozplanować budżet.
Ja robię to tak, całą kwotę jaką mam na miesiąc dzielę na części:
- cześć pierwsza : opłaty stałe i bezdyskusyjne, czyli kwota pieniędzy, która jest absolutnie nie do ruszenia niż rzeczy takie jak: czynsz, migawka (bilet miesięczny, nie mam samochodu więc nie uwzględniam wydatków na benzynę), ja dodałam do tej kategorii także karnet na zajęcia sportowe, aby nie mieć wymówki, ze nie mam na to pieniędzy.
- cześć druga: pieniądze na tak zwane przetrwanie czyli jedzenie, kosmetyki, chemia do domu itp. W zależności od tego jaki mamy tryb życia i jak nam bardziej pasuje, możemy podzielić sobie te pieniądze na dniówki, albo tygodniówki. W moim przypadku bardzo dobrze sprawdza się opcja tygodniówek. Dzielę sobie pieniądze na przetrwanie na cztery części i w danym tygodniu absolutnie zapominam o pieniądzach na resztę miesiąca. Przez dwa lata stosowania tego systemu bardzo rzadko zdarzyło mi się ruszyć pieniądze na przyszły tydzień i to tylko w awaryjnych sytuacjach
- cześć trzecia: dotyczy sytuacji awaryjnych, przyjemności i odkładania na większe wydatki czyli, krotko mówiąc oszczędzanie. Kiedy już wiem, jaka jest kwota mojej tygodniówki, oceniam o ile mogę jestem w stanie ją zmniejszyć aby wciąż normalnie żyć i te pieniądze odkładam na konto oszczędnościowe. Za te pieniądze kupuję sobie ubrania, kosmetyki, które nie są niezbędne (np. cudowny miętowy eyeliner), płacę za badania, do tej pory za leki, ale mocno to ograniczyłam. Nie jest to kasa na wydanie w ciągu jednych zakupów, tylko raczej taki azyl, że kiedy potrzebuje np. nowych majtek, albo sukienki na wesele, to nie łączy się to z dosłownym zaciskaniem pasa.
Jeżeli ma się dosyć stały budżet, wystarczy to wszystko policzyć jeden raz, opłaty za mieszkanie, płacę z góry, pieniądze, które mają być oszczędnością, odkładam od razu, nie czekam do końca miesiąca, a nóż coś zostanie, bo nie zostanie.
Jeśli chodzi o tzw. ekstra pieniądze, czyli kiedy coś dostanę albo wpadnie mi jakaś nieplanowana praca, odkładam minimum 50% tych pieniędzy, nie ciułam całości, ponieważ to zabrałoby mi cała przyjemność z dodatkowych pieniędzy, nie wydaję całości ponieważ, to, że łatwo przyszło, nie oznacza, że ma łatwo pójść.
To taki wstęp odnośnie planowania budżetu. W następnych postach podzielę się, nazwijmy to "trikami", co zrobić aby z pieniędzy na życie wycisnąć jak najwięcej, czyli jakie oszczędności można znaleźć w kuchni, pielęgnacji, urządzaniu domu w cale przy tym nie obniżając standardu życia.
A jakie są Wasze metody na planowanie domowego budżetu?
PS: zdjęcia nie należą do mnie
Bywajcie :)