Fooch, foszek. Coś czego kobiety (niby) nigdy nie robią, a Ci dziwni mężczyźni zawsze tym tłumaczą ich (ir)racjonalne zachowania.
Otóż okazuje się, że nie.
Świat jest dość złożonym otoczeniem, w którym wszelkie racjonalnie dające się tłumaczyć prawa, paradoksalnie, przeważnie nie mają zastosowania. Jednym z tych praw, jest prawo focha.
Racjonalnie wydawać by się mogło, że jeśli nie wchodzisz w konflikty z byle powodu, jesteś ugodowy, chętnie współpracujesz i w ogóle spoko z Ciebie gość, z którym zawsze da się dogadać, to ludzie będą traktowali Cię co najmniej jak tęczowego jednorożca. Niestety w praktyce wygląda to zupełnie inaczej.
Twoje otoczenie szybko uczy się, że zawsze dążysz do polubownych rozwiązań i jesteś skory np. zrobić coś co nie należało do Twoich obowiązków żeby nie było awantury. Uczą się też, że zawsze można na Tobie polegać, nawet w najbardziej idiotycznej sprawie w najbardziej nieodpowiedniej godzinie. Że czego się nie zrobi Ty zawsze wybaczysz. I nagle Twoja dobroduszność przekształciła się w totalny brak asertywności i w bycie osobą, której nikt nie szanuje i wszyscy wchodzą na głowę.
Jakoś nie za bardzo odpowiada mi scenariusz, w którym na jakikolwiek zgrzyt relacyjny odpowiada się: "spierdalaj!", i w którym moja racja jest zawsze mojsza, a dlaczego? Bo tak!
No przecież tak się nie da żyć! Gdzie wzniosłe idee zdrowej i efektywnej komunikacji, empatii i te wszystkie zasady dobrych relacji interpersonalnych, w które włożyliśmy tyle czasu i pieniędzy? No gdzie, ja się pytam?!
I tutaj z ratunkiem przyszedł mi wcześniej już wspominany foch. Jak pierwszy raz zastosowałam to przez 3 dni szczękę zbierałam z podłogi . Panowie, możecie mówić, że Was to wkurza, że to bez sensu, że to dziecinada, ale Wam nie wierzę, bo po fochu Wasz entuzjazm do wszelakich aktywności jest, taki jakis zwielokrotniony.
Jednak z fochem jest jak z chilli, szczypta podkręca smak, jednak gdy go za dużo, jedzenie nie sprawia już przyjemności, a staje się męczarnią. To nie może być coś czego używa się ciągle i z byle powodu. Ciągle pozostaję przy stanowisku, że podstawą jakichkolwiek relacji (ostatnio odkrywam, że z roślinami i zwierzętami też) jest rozmowa. I nawet jeśli już zabieramy się za focha to UWAGA! UWAGA! Panie i Panowie!!!: druga osoba MUSI wiedzieć o co cała afera, dlaczego jesteśmy niezadowoleni, zdegustowani czy obrażeni, bo znowu UWAGA! mało na tym świecie istot, które potrafią czytać w myślach.A kiedy druga strona nie wie o co chodzi to nie ma szansy skorygować sytuacji tylko dojdzie do wniosku, że znowu się obrażasz bez sensu i nic Ci nie można powiedzieć.
Foch to jest trochę szantaż, trochę przebrzydła manipulacja, ale używana z rozwagą może dodać trochę pieprzu. Bo umiejętnie zastosowany pokazuje, że się cenisz, jesteś pewny/a siebie i asertywny/a. Używana nierozważnie, może sprawić, że partner od Ciebie odejdzie mając Cię za rozhisteryzowaną księżniczkę z muchami w nosie, albo wypacykowanego gogusia.
PS: zdjęcia nie należą do mnie
Bywajcie.