Psychologiczne przedszkole.

zdjęcie: https://m.facebook.com/MikaRysunki
Żeby  zmienić w sobie cokolwiek, nawet najmniejszego, naprawić coś czego nie lubisz, lub w Tobie nie działa tak jak być chciał, musisz być przygotowany na wielki ból, milion wyrzeczeń i pracę na na prawdę głębokich elementach swojej psychiki. Przez pewien czas będziesz tak rozwalony, że ciężko będzie Ci normalnie funkcjonować, ale nadejdzie taki moment w którym przepracujesz już wszystko co tylko da się przepracować i jeśli to przetrwasz to Twoje życie już do ostatniego dnia będzie idealne.

Co za bullshit!

A co najgorsze, że całkiem często powtarzany. Nie rozumiem stanowiska, że wszystko musi rodzic się  w bólach i cierpieniu, że tylko i wyłącznie praca na prawdziwych hardkorach da jakiekolwiek efekty.

Mało kto może sobie pozwolić na to żeby w 100% zająć się przerabianiem swoich problemów, niedociągnięć i traum, z tak prozaicznych przyczyn jak obowiązki, rodzina i pieniądze. Równolegle do prób uporania się z samym sobą musimy żyć w świecie materialnym.  Nawet kiedy np. lęk jest paraliżujący i utrudnia funkcjonowanie, dążymy do tego, żeby je usprawnić. Są jeszcze choroby psychiczne, które mogą nas na krótszy czy dłuższy okres wyłączyć z życia, jednak nawet przy pracy z nimi zaczyna się od drobiazgów.

Jednak to, że nie możemy się poświęcić na 100% i nie mamy warunków, umiejętności czy pieniędzy na terapeutę , który pomógłby nam z tymi najgłębszymi demonami sobie radzić, nie oznacza, że nie można nic zrobić.

Uważam i widzę po sobie, że w drobiazgach jest potężna siła. Korzystam też od czasu do czasu z metod mocniejszych, jednak nie chcąc aby moja praca była zrywami, raz na miesiąc czy dwa, każdego dnia staram się stawiać małe kroczki do przodu. I tymi małymi kroczkami można osiągnąć na prawdę wiele.

Dla przykładu, miałam kiedyś bardzo dużo kompleksów, totalny hejt do swojego ciała i do tego, że nie jestem tak inteligentna jak bym chciała. Nie podobałam się sobie i nie mogłam zrozumieć jak miałabym się podobać komukolwiek innemu. Przekładało się to na nieśmiałość, nielubienie siebie jako osoby, trudność w nawiązywaniu nowych znajomości i ogólne kiepskie samopoczucie, czego skutkiem ubocznym było wplątanie się w baardzo toksyczną relację. Nigdy nie pomyślałabym, że taka pierdoła jak nielubienie swojego kościstego tyłka może mnie wepchnąć w takie tarapaty.

Było źle.  Mi ze sobą, w moich relacjach z najbliższymi, nabawiłam się nerwicy i z perspektywy czasu widzę, że wjazdy depresyjne też tam były. Chwała Bogu, że pojawiła się w tedy pomocna dłoń, a ja nie miałam siły, żeby ją odrzucić.

Zaczęła się praca nad sobą, składanie się do kupy, które trwa do dzisiaj i przypomina trochę układanie puzzli. Rola małych kroczków w tej pracy jest niepodważalna, pierwsze powiedzenie sobie, że "siebie kocham", pierwsze ocenienie racjonalnie swoich wad i zalet bez owijania w bawełnę i koloryzowania, wyjście do świata z tym co się robi, stawianie sobie małych wyzwań i osiąganie ich itd. Głupie spojrzenie na siebie w lustrze i stwierdzenie, że "jestem spoko". To wszystko buduje w człowieku pewność, że może na siebie liczyć, że jest zdolny do działania, że ma w sobie siłę.

Więc ile razy słyszę stanowisko takie jak w pierwszym akapicie to flaki mi się przewracają. To takie coś w stylu rób perfekcyjnie, albo nie rób wcale, a w życiu musisz płynąć, iść do przodu, nawet jeśli masz marne zasoby, trzeba działać z tym co się ma i wierzyć, że da się radę.

Bywajcie :)



Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia