Mam wrażenie, że od pewnego czasu wszelkiego typu artykuły pisze się głównie na trzy tematy:
- "Silna niezależna kobieta" - im bardziej silna tym bardziej nieszczęśliwa.
- "Niemęscy faceci XXI" - wieku znani tez jako pizdusie.
- "Ach ta dzisiejsza młodzież, nieprzystosowana do prawdziwego życia".
Nie wiem co było pierwsze, przegięte panie idealne, czy faceci, którzy na odrobinę za długo wyłączyli czujność drapieżnika i z dzikich bestii zostali przemienieni w pieski salonowe. Fakt faktem, jest pewna spirala, która się nakręca.
Kobieta chce wszystko mieć na już i idealnie.
Facet woli robić, niż zastanowić się pół roku, więc robi jak potrafi.
Kobieta wkurza się na faceta i dochodzi do wniosku, że nie można na niego liczyć, więc wszystko robi sama.
Kobieta odpycha faceta, a facet w pewnym momencie przestaje podejmować jakąkolwiek aktywność. Facet chciałby pomóc, ale jeżeli po raz tysięczny ma usłyszeć, że dziecko umrze od krzywo zapiętego pampersa, to jakoś tak woli pójść na piwo z kumplami, bo tak czy tak będzie darcie mordy, a chociaż piwa się napije.
Wiem, że upraszczam, wiem, że szufladkuję. Ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest w tym ziarnko, albo dwa, prawdy. Może nie w każdym domu wygląda to tak samo, ale pewne wspólne cechy są. To my kobiety, zabieramy facetom ich męskość, tak na zaś. Bo przecież żaden facet nie będzie mi mówił co mam robić! A później narzekamy, że teraz to faceci tacy jacyś byle jacy i stajemy się przy tym tak zaradne i samowystarczalne, że przeciętny przedstawiciel męskiej nacji zaczyna się nas bać.
Ta sama kobieta, która wykastrowała swojego faceta i za nic w świecie nie pozwoli aby jakiś samiec mówił jej co ma robić, idzie do pracy aby być silna i niezależna i jest na każde polecenie swojego szefa (często mężczyzny).
Jeśli oprócz tego że jesteś silna, niezależna i samowystarczalna, jesteś ładna i inteligentna, to można wpaść w przeświadczenie, że jesteś alfą i omegą, i czeka Cię długie samotne życie z kotem. Jeśli masz alergie na koty, to masz przesrane.
To wszystko sprowadza się do wypaczonego feminizmu, który według wojujących feministek zakłada, że kobieta ma być tak równa mężczyźnie, że aż równiejsza. Współczesny feminizm idzie w stronę uciśnienia mężczyzn (chociażby to, że na niektóre stanowiska są parytety, a jednak decydować powinny kompetencje, a nie płeć albo to, że facet jest z góry przegrany w razie walki o prawa rodzicielskie).
W rzeczywistości założenia feminizmu dotyczą równości prawnej i faktycznej kobiet i mężczyzn. Równy, tak dla przypomnienia, oznacza taki sam. Tylko, że kobieta i mężczyzna z natury nie są tacy sami. Już sam fakt tego, że kobieta może być w ciąży i urodzić dziecko, sprawia, że o równości nie może być mowy. Nie mówiąc już o takich rzeczach jak budowa ciała i idąca za tym siła, przeżywanie emocji czy działanie niektórych procesów poznawczych. Nie jesteśmy tacy sami i też nie rozumiem po co udawać, że jesteśmy.
Kobiecość jet wspaniała. Męskość jest wspaniała. I wspaniałość jednego nie umniejsza drugiego, a nawet może cudownie współegzystować.
Moim zdaniem, w naszej kulturze, w zakresie praw, my kobiety osiągnęłyśmy to czego chciałyśmy i wystarczy. Serio chce Wam się walczyć o kucie węgla w kopalni?
Nie rozumiem też gdzie jest obraza w tym, że mężczyzna otworzy nam drzwi, pomoże nieść ciężary, lub odsunie krzesło, dla mnie to bardziej świadczy o dobrym wychowaniu niż o chęci zgnębienia niewiasty. Jest to też adoracja naszej kobiecości i szansa dla mężczyzny, aby naprężył muskuły czyli win-win. Uhu!
Bywajcie!