Nie jestem już Matką Teresą



Zobaczenie, że to czego próbowałam się długi czas nauczyć, przestało być już tylko konstruktem teoretycznym stało się naturalnym działaniem, nie ukrywam, daje dużą satysfakcję.

Tym bardziej jeśli pozbywasz się zachowania destrukcyjnego i zamieniasz je na asertywne. Serio, niesamowita faza.

Nie wiem skąd ale mam, czy raczej do niedawna miałam, w głowie chory rys Matki Teresy.
Pomagaj, wszystkim i każdemu.
Każdemu, kto jest nieszczęśliwy, kto (według mnie) nie radzi sobie w  życiu.
Myśl o tym.
Dużo, najlepiej ciągle.
Przejmuj się.
Bardzo się przejmuj.
Bądź tak zaangażowana, żeby być bardziej smutna od tego smutasa, któremu chcesz pomóc.
Przecież znasz te wszystkie magiczne, psychologiczne sztuczki.
Mów wszystkim, ciągle, że może być im lepiej.
Wciskaj im książki.
Załatwiaj zniżki na szkolenia
Sama zrób całe szkolenie, specjalnie, pod jedną osobę która ma problem, a przy okazji, Twoją pomoc, za przeproszeniem w dupie.

Przez lata myliłam empatię z nadgorliwością i próbą zbawienia świata na siłę. Nie ma nic empatycznego w tym, że ratujesz kogoś kto tej pomocy nie chce. W końcu zrozumiałam, że dla niektórych ich nieszczęście, choroba, rodzinne dramaty to ich sposób na życie. Niektórzy po prostu nie chcą nic zmieniać i mają do tego święte prawo. Nie do końca to rozumiem, ale jest coś takiego, że niektórym pławienie się w życiowym bagnie sprawia przyjemność i zajmuje czas w oczekiwaniu na koniec życia. I znowu, mają do tego prawo. Nie wszystko i nie wszystkich muszę rozumieć.

Próbując pomóc komuś, wbrew jego woli, nie dość, że mu nie pomożesz, to jeszcze, z dużym prawdopodobieństwem, zaszkodzisz sobie.

Bo do zmiany, potrzebna jest chęć. Nie otoczenia, tylko tej osoby, która ma w sobie coś zmienić. BOOM!

Czasami wszystko co możesz zrobić to tylko dać znać, że w razie czego jesteś i to zostawić.

Po prostu zostawić.

Bywajcie

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia