Po pierwsze: nie oceniaj + wyzwanie




Pojawiło mi się ostatnio w głowie pytanie: Co najgorszego robimy innym na co dzień, co uchodzi nam na sucho?

Dumałam, dumałam, różne opcje przychodziły mi do głowy, aż tu nagle, idę ulicą, widzę dziewczynę i mam w głowie "Wszystko spoko, ale buty ma beznadziejne, jak można założyć takie buty?!", jakoś tak zatrzymałam się na tej myśli chwilę, ale jeszcze nie wiedziałam dlaczego. Kiedy minęłam jeszcze kilka osób i o każdej z nich coś sobie pomyślałam, nagle mnie olśniło. Ocenianie innych! I to nie tylko takie powierzchowne, ale tez ocenianie innych po małej próbce zachowań: Jak robi tak i tak to jest taki a taki. Przyklejanie etykietek.

Jaki mi się głupio i źle w tej chwili zrobiło to nie opisze. W głowie armagedon! Bo gdy dookoła ktoś kogoś jedzie to  jestem pierwszą osobą, która mówi "Spójrz na to z innej strony, przyczyna może być zupełnie inna; tak na prawdę skąd możesz wiedzieć?!"  I tak zobaczyłam jak na dłoni, że komuś (czyli mi) chyba się po odpalały cienie (w skrócie: najbardziej wkurza nas w innych to czego sami w sobie nie lubimy) o ho!

I jak tak się zastanowiłam, to oczywiście wydawało mi się, że czasami oceniam, ale bez przesady, no i od tej pory skierowałam na to swoją uwagę i byłam przerażona! Okazało się że mam w sobie taki cichy głosik, który non-stop ocenia otoczenie. I gdyby oceniał tylko w kategoriach bezpieczeństwo-niebezpieczeństwo i analizowania sytuacji aby się odpowiednio zachować to jest to nawet wskazane. Ale nie. Głosik poszedł krok dalej i daje sobie prawo do krytykowania innych! Ten głosik, czyli ja. Tak dla jasności, żeby nie było, że przerzucam odpowiedzialność, bo tego to już by było za wiele! Tak naprawdę o praktycznie każdej napotkanej osobie w mojej głowie pojawił się jakiś osąd czy opinia, raz dobry, raz zły, to jest tutaj chyba najmniej istotne, ale jednak był.

Problem zidentyfikowany. Ale, ale.  Teraz trzeba coś z tym zrobić. Bo nie byłabym sobą gdybym na odkryciu zakończyła swoje wywody :)

Co prawda, uświadomienie sobie czegoś to pierwszy krok do zrobienia z tym czegoś. W sumie to dość oczywiste, bo jak nie wiesz, że coś masz, to choćby nie wiem jak się spinał to nic  z tym nie zrobisz :)

Czas na krok drugi, czyli magiczne pytanie DLACZEGO? Ameryki nie odkryję mówiąc, że ma to coś wspólnego z poczuciem własnej wartości. Pogadałam ze swoim i doszliśmy razem do wniosku, że czuje się ono na tyle dobrze, że nie potrzebuje już robić tego co robiło jak miało się kiepsko.

Czyli czas na krok trzeci. Pozbycie się złego, zbędnego nawyku. I drugie magiczne pytanie JAK?

Pewien trener opowiadał, że żeby przestać oceniać za każdym razem kiedy to robił chciał zamykać oczy i powtarzać sobie formułkę w stylu że jest idealną całością, kocha siebie i akceptuje i jest wdzięczny za każdy dzień. Wydaje się łatwe, co nie? Tylko, że zdał sobie sprawę, że musiałby ciągle chodzi z zamkniętymi oczami, bo ciągle ocenia. W tedy jakoś to zignorowałam, ale teraz kiedy o tym myślę, to jest to rzecz, która łamie żebra, bo skala procederu okazuje się znacznie większa niż by się mogło wydawać! Postanowiłam wykorzystać jego sposób i  teraz uwaga czas na deklarację społeczną:

Od dzisiaj przez 1 miesiąc, będę pracowała nad tym, aby przestać oceniać innych.

 Po miesiącu mam nadzieję to z siebie wyplenić do cna, ale jeśli się nie uda, przedłużę to aż uzyskam oczekiwany rezultat.

Za każdym razem kiedy zacznę kogoś oceniać, natychmiast przestanę i  powiem sobie, że kocham siebie i nie muszę oceniać innych aby dobrze się czuć. Do tego, wrócę do wieczornego rytuału miłości i wdzięczności, które ostatnio trochę zaniedbałam.
O co chodzi? Kiedy będę już wieczorem leżeć w łóżku, będę myśleć o wszystkich rzeczach, za które jestem wdzięczna i za nie podziękuję.
O rytuale miłości pisałam już tutaj i polega on na tym, że przytulam siebie (serio, da się :)) i powtarzam kilka razy (może być w myślach), z pełnym przekonaniem: "Kocham siebie, szanuję i akceptuję". Ile razy to już indywidualna kwestia, kiedy to robiłam po raz pierwszy jeden raz nie chciał mi przejść przez moje mentalne gardło, a kiedy już pokochałam siebie, czasami jeden raz wystarczył, a czasami kilkanaście, zależało od tego ile razy miałam ochotę to danego dnia usłyszeć. Ogólnie im częściej tym lepiej. To "kocham Cię" ma tak samo wielką moc, jak od ukochanej osoby. Chociaż ostatnio skłaniam się w stronę tego, że jest to najważniejsze i najmocniejsze "kocham" jakie można w życiu powiedzieć i usłyszeć, ale to już temat na inny artykuł.

Krok czwarty: PO CO? Czyli z jednej strony motywacja, aby zacząć, a z drugiej, żeby już nie powrócić do tego nawyku.

1. Tak sobie myślę i co jest dla mnie głównym i najmocniejszym argumentem, że nikt, nawet moi najbliżsi przeważnie nie znają powódek mojego postępowania, reakcji, fascynacji itd. I tak jak nie chcę być oceniana przez osoby, które widzą tylko mały wycinek mnie, tak ja nie mogę mieć pojęcia jakie są przyczyny postępowania kogoś innego i nie mam prawa go oceniać.

2. Po co zatruwać sobie myśli, ocenianiem, dobrym, czy złym (co gorsza) innych ludzi? Za dużo dzieje się mało przyjemnych rzeczy dookoła, żebym jeszcze sama miała sobie serwować, negatywne emocje.  Zamiast tego wolę skupić się na oglądaniu wspaniałości tego świata.  Słońce, ptaszki i takie tam.

3. Energia podąża za uwagą czyli ocenianie innych wymaga czasu i energii. Jeśli poświęcę ten czas i energię na pracę nad sobą albo zrobienie ciasta, to albo poznam siebie jeszcze lepiej albo będę miała pyszne ciasto. Win-win!

Oczywiście podejrzewam, że wśród osób czytających tego bloga nie ma nikogo, kto miałby podobne rozterki, ale może wśród Waszych znajomych znajdzie się ktoś, kto podejmie ze mną wyzwanie :D



PS: Zdjęcia nie należą do mnie
Bywajcie :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia