rys.Andrew Fairclough |
Czy
to się komuś podoba czy nie, niestety jak na razie świat jest
zbudowany tak, że wartość kobiety mocno łączona jest z wyglądem.
Choć nie jest to już tak mocne jak kiedyś, jednak ciągle można
wyczuć przemycane między słowami podwójne standardy. Bo jak
facet jest mądry to jest mądry, jak głupi to głupi, a kobieta
albo mądra i ładna/brzydka, albo głupia i ładna/brzydka.
Oczywiście z każdym rokiem jest tego coraz mniej, ale jeszcze
trochę czasu minie, zanim na świecie wyginie ostatni seksistowski
komentarz. Mam też wrażenie, że faceci to biorą to swoje ciało
takim jakie jest, a jak jest nie takie, to nad nim pracują i jest
spoko. Nawet ci z piwnymi brzuchami poklepują się po nich z
miłością.
ALE
my kobiety nie. I choć z jednej strony krzyczymy za
równouprawnieniem, to stojąc rano przed lustrem, to się takie hej
do przodu nie czujemy. My baby to zawsze jesteśmy za mało fit.
Zawsze nos nie taki, albo włosy, albo skórka się zadarła przy
paznokciu, albo pryszcz wyskoczył. I coś, nad czym facet
przeszedłby do porządku dziennego, dla nas jest od razu powodem,
żeby poczuć się mniej pewnie.
Przeraża
mnie to, jak bardzo kobieca pewność siebie jest krucha i jak bardzo
powiązana z tym, jak wyglądamy. I ten odwieczny dylemat: mądra czy
ładna? Nie wiem, co Ty na to, kobieto, ale ja powiem Ci, że i mądra
i ładna i pewna siebie! Nawet w dresie i z katarem!
I
ten dzisiejszy post na początku miał był bardziej adresowany do
kobiet, żeby poczuły girlpower, ale tak teraz myślę, że faceci
też mogliby rzucić okiem, co by w przyszłości chować piękne
kobiety, a i tym, z którymi mają teraz do czynienia, pomóc nieco w
lubieniu siebie. Bo jak kobiety piękne i szczęśliwe, to i panom
żyje się przyjemniej, czyż nie!
Coraz
bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że piękno i kobiecość
mają bardzo niewiele wspólnego z wyglądem. Oczywiście są osoby,
które zachwycają, gdy widzimy je na zdjęciach, bo są wypisz-
wymaluj jak spełnienie męskich i kobiecych fantazji na temat ideału
kobiecości, ALE tak w codziennym życiu widzę, że tu nie do końca
o wygląd chodzi.
Kojarzycie
takie osoby, które choć obiektywnie mało atrakcyjne, mają w sobie
coś hipnotyzującego, przyciągającego, takiego, że chce się na
nie patrzeć, przebywać z nimi? Choć wizualnie niepiękne, to
jednak przepiękne.
A
post ten mi przyszedł do głowy, bo czuję się ze sobą ostatnio
bardzo pogodzona, ale co chwilę słyszę, że to mój włos bije
zielenią, a to tatuaże są bee, dlaczego chodzisz tak ubrana, albo
Donia! ale ty masz fatalne nogi, co się stało?
Nic
się nie stało, a nawet jeśli, to nic Ci człowieku do tego.
I co
najciekawsze. Wszystkie są od kobiet. W oczach facetów to jestem
boginią.
Gdyby
kobiety zaczęły być dla siebie bardziej wyrozumiałe i wspierające
to z równouprawnieniem czy bez, każdego dnia podbijałybyśmy
świat.
I
myślę sobie, o co tu, do cholery, chodzi. Czy skoro inna baba wie,
jak to jest być babą, to czemu mi dowala? I ,uwaga, bo odpowiedź
to debeściak. Dla mojego dobra.
No
to tak, mam taka prośbę, apel czy jak zwał tak zwał.
Kobieto
i mężczyzno,
jeśli
zamierzasz skomentować wygląd drugiej osoby, to zanim to zrobisz,
zadaj sobie trzy razy pytanie: "Czy rzeczywiście chcę tego
ktosia uratować przed ośmieszeniem/ pomóc mu czy chcę tylko
nakarmić swoje ego kąśliwą uwagą ukrytą pod płaszczykiem
pomagania?" Wiem, że pytanie długie, ale jak już złapiesz
sens, to przeformułuj wedle uznania.
Bo
takie dawanie złotych rad i komentarzy na temat wyglądu to jest nic
innego jak zwykłe kurestwo.
Możesz
być pewny/a, że wiele kobiet na tyle uważnie obserwuje swoje
ciało, że o każdej zmianie wie- nawet jeśli jej o tym nie
poinformujesz.
Więc
albo mów czule, albo wcale. Ty się ugryziesz w język, a może
jakaś dziewczyna będzie miała dobry dzień, bo choć raz minął
jej pod znakiem tego, że była mądra, a nie tego, jaki ma tyłek.
A
jak już musisz coś skomentować, to powiedz jej że podoba Ci się
jej uśmiech albo to, w jaki sposób się wypowiada. Albo nie mów
wcale.
I
nie chodzi mi o to, że nikomu nie można nic powiedzieć. W końcu
jest coś takiego jak konstruktywna krytyka. Tylko powiedź mi, co
jest konstruktywnego w tym, że powiesz, że niebieskie cienie to
obciach, albo "no ja bym z takim rozstępami to bym się nie
odważyła bikini nałożyć"?
No
właśnie. Nic. A tej co się odważyła, to brawa.
Dużo
czasu zajęło mi dojście do tego, że pełnokrwiste piękno i
kobiecość zaczyna się w tym momencie, w którym przestaję ze sobą
walczyć, zaczynam czuć się dobrze ze sobą jako z człowiekiem i
jestem dla siebie na tyle wyrozumiała, aby trzymać się w ryzach,
ale przestać się katować, czy to fizycznie, czy psychicznie.
I
choć to brzmi ultra banalnie, to piękno bije ze środka, widać je
w oczach i to jest właśnie to coś.
A
jak jeszcze ludzie dookoła też zaczną pielęgnować i wspierać
Twoją kobiecość i to, że Ci dobrze z samą sobą, to jeszcze
szybciej i łatwiej dojdziesz do tego stanu.
Teraz
moje ciało jest najdalej od ideału na przestrzeni mojego życia i
jednocześnie pierwszy raz czuję się swoim ciele tak dobrze jak
teraz. Nigdy wcześniej nie potrafiłabym powiedzieć, że czuję się
piękna i kobieca i nie wstydzić się tego bo rzeczywiście tak
uważam. I choć przytyłam, mam cellulit, pajączki, dwa pryszcze i
nie zawsze udany kolor włosów, to czuję się w swoim ciele bosko i
Tobie, wspaniała kobieto, też tego życzę!
Bywajcie!