Jak lekcje fizyki w końcu przydały mi się w życiu





Jeżeli jednego dnia trafiasz na to samo zdanie 4 razy, w różnych, niepowiązanych ze sobą kontekstach, to wiedz, że coś się dzieje. 

No oczywiście nie były kropka w kropkę identyczne, ale przesłanie brzmi mniej więcej tak:

"W zmianie chodzi o to, żeby swoją energię ukierunkować nie na walkę ze starym, a na budowanie nowego"

Szybko przypomniały mi się lekcje fizyki w liceum. Pamiętacie te tematy o kierunkach i zwrotach wektorów? Z jednej strony banał, a z drugiej wszystkim się mieszało. 

No to… to łażące za mną zdanie na język licealnej fizyki oznaczałoby, żeby nie zmieniać kierunku wektora, ale jego zwrot. Czyli, że jak idziesz po ścieżce życia, to nie szukać ciągle nowych odnóg, tylko iść tą ścieżką, ale idąc i patrząc do przodu, a nie ciągle odwracać się za siebie. 

Jak już to sobie przetłumaczyłam na taką ładną przestrzenną metaforę, to mi się to zdanie bardzo zaczęło podobać. No bo zobaczcie. Ile to człowiek energii traci, na użeraniu się ze swoimi starymi schematami, wspomnieniami, przeszłością i się ciągle zastanawia: "A czy na pewno mi się uda?", "A czy na pewno idę dobrą drogą?", "A czy ja zasługuję na to, żeby mi się udało?"

Na pewno, jak wiadomo, jest tylko śmierć i podatki, więc dochodzę do wniosku, że chyba czas w końcu trochę wychillować. 

No bo gdyby tak, na razie czysto teoretycznie, przestać się koncentrować na wewnętrznych rozterkach, wspomnieniach, swoich słabościach i całą tę energię, której nagle się robi całkiem sporo, spożytkować na uczenie się, doświadczenie, jedzenie obiadu z super ludźmi i to wszystko skąpane w takim przeświadczeniu, że przecież ta moja droga, to nikt nie powiedział, że ona jest prosta jak drut, więc zahaczę w życiu o wszystko, czego potrzebuję i że będzie dobrze. 

Jak dla mnie brzmi całkiem spoko. 
Czas teorię przekuć w praktykę.

Bywajcie :)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia