Ortoreksja - kiedy "zdrowo" zaczyna szkodzić





Każdy z nas słyszał o takich zaburzeniach odżywiania jak anoreksja, czy bulimia. A czy słyszeliście o ortoreksji? To zaburzenie pojawiło się w medycznych klasyfikacjach dość niedawno, wraz z boomem na zdrowie odżywianie. Ortoreksja jest psychicznym zaburzeniem odżywiania charakteryzującym się obsesją spożywania tylko zdrowej żywności. Dlaczego jest to zaburzeniem i czym grozi?


Osoby, które dotknęła ortoreksja, mają duży problem ze zjedzeniem czegokolwiek, co nie jest w stu procentach zdrowe i odżywcze, co prowadzi do tego, że ich jadłospis staje się bardzo ograniczony, ilość spożywanych w ciągu dnia pokarmów jest bardzo mała, a kiedy nie mają idealnie zdrowego jedzenia wolą nie zjeść nic niż zjeść np. ogórka z marketu. Do tego planowani posiłków, szukanie odpowiednich produktów i analiza ich wartości odżywczych staje się priorytetem, zabiera dużo więcej czasu niż powinno, skupia na sobie całą uwagę i energię. Wszelkie odstępstwa od restrykcyjnych norm powodują poczucie winy, a osoba, która dotknęło to zaburzenie, dosłownie - zaczyna bać się jedzenia, traktując je jak truciznę. 

Kilka lat temu sama przez to przechodziłam. Pójście po zakupy było strasznym doświadczeniem, a kiedy przeczytałam książkę: "Zamień chemię na jedzenie", zamieniłam przyjemność z zakupów, gotowania i jedzenia na zimne dreszcze przy czytaniu składów i pusty koszyk. Do półek z w jakikolwiek sposób przetworzonym jedzeniem w ogóle nie podchodziłam, a przy warzywach przeżywałam katusze, wyobrażając sobie te wszystkie pestycydy, które na pewno w tych warzywach są. Szukałam alternatyw takich jak jedzenie prosto od rolnika, ale jeszcze kilka lat temu nie było to tak dostępne, jak dziś i ceny takich produktów były niebotycznie wysokie. Do dziś pamiętam sen, w którym próbuję się wydostać z supermarketu, w którym są same pryskane pomidory i papryki i goni mnie facet z widłami zapewniający, że to zdrowe.

Dzisiaj mnie to śmieszy, ale wtedy zdecydowanie nie był to dla mnie temat żartów.

Uważam, że to dobrze, że nasza świadomość żywieniowa rośnie, że coraz mniej ludzi myśli, że skoro na opakowaniu płatków do mleka są narysowane wszystkie witaminy, to wystarczy jeść takie płatki, żeby być odżywionym. Apeluję jednak o zachowanie zdrowej równowagi. Każde ekstremum jest szkodliwe. Czy to przejadanie się fast foodami, czy liczenie każdej kalorii i witaminy. 

Dzisiaj wychodzę z założenia, że zawsze lepiej jest zjeść warzywo lub owoc niż nie warzywo. Mam świadomość, że przy dzisiejszym poziomie zanieczyszczenia, nie ma czegoś takiego jak w stu procentach czyste jedzenia. Zawsze coś jest. Jak nie z powietrza, to z gleby, jak nie z gleby to z wody. I tak naprawdę jedyne co możemy zrobić to wybierać najlepsze, na co nas stać i do czego mamy dostęp, ale bez rwania sobie włosów z głowy, ponieważ ten stres, który sobie fundujemy, te wyrzuty ciągle wyrzuty sumienia, rozwalają organizm od środka dużo bardziej, niż pizza raz na jakiś czas.  Staram się gotować zdrowo i z jak najmniej przetworzony produktów, ale już,z nie spędza mi to snu z powiek. Jem to, czego potrzebuje w tym momencie mój organizm i czasami są to chipsy.

Czy ktoś z Was miał podobne doświadczenia? Co rozumiecie przez "zdrowe odżywanie" w dzisiejszych czasach?

Jeśli chcesz wyrazić swój głos, kliknij tutaj.

Bywajcie
Czytaj dalej »

W pogoni za jednorożcem




Macie czasami takie odlotowe pomysły kim byście byli i co robili, gdybyście nie robili tego co robicie aktualnie? Gdyby tak wybrać  inne studia, poszukać innej pracy? Co by było gdyby tak zacząć poświęcać czas na te zainteresowania, na które go ciągle brakuje, a te, na które jest, zostawić? Co byście robili gdyby nie było żadnych ograniczeń, ani geograficznych, ani finansowych?

W alternatywnym życiu, jak pozwolę sobie polecieć dalej i puszczam wodze fantazji to chciałabym być malarką, rolnikiem uprawiającym super jakości warzywa, nauczycielką polskiego, kucharzem. Więcej czasu poświęcałabym na czytanie literatury przez duże L, a nie tylko bardzo mądrych książek naukowych, i wzdychałabym przy tych książkach, i chodziła rozmarzona po romansidłach i z chmurnym wzrokiem po tych o dekadentach, ach!

Lubie sobie zadawać te pytania bo przypominają mi, że robię to co robię, bo CHCĘ to robić! Tak w codziennym zagonieniu czasami łatwo zapomnieć, że przecież nikt mi nie każe czytać książek branżowych, tylko sama je wybieram, albo że latam po różnych miejscach i sprawach nie po to żeby móc się pochwalić jaka to jestem zapracowana, tylko po to, żeby iść swoją ścieżką, którą sama sobie wybrałam i która przecież jest dla mnie ciekawa! To też dla mnie taki moment, żeby zapytać siebie: "dziecko, co Ty robisz ze swoim życiem?" I jak odpowiedź mnie nie ucieszy to znak, że coś z tym trzeba zrobić.

Z drugiej strony jak pomyślę sobie co jeszcze chciałbym robić, to budzi się we mnie jakaś taka tęsknota do tej części mnie, na którą nie zawsze mam czas i w końcu już tak tęsknię za sobą, że ten czas się sam znajduje. Na książki z opisami krzaczka na trzy strony, na gotowanie, a nawet na zrobienie ogródka na balkonie. I jak już tak siebie spotkam, chociaż na 15 minut, to czuję się jakbym tańczyła w długiej sukience obsypując wszystko fioletowym brokatem (czego raczej nie robię, bo sprzątanie tego to by był mordor). Nie wiem czy łapiecie metaforę, ale to uczucie bliskie temu co bym nazwała boskością. I życie jest fajne. 

Każdego dnia staram się włączyć choćby drobny element "potencjalnego alternatywnego życia", do mojego codziennego życia. Bo chcę próbować, poznawać, czuć się sobą i niczego nie żałować. 

Spróbuj. Miłego szukania jednorożca!

Jeśli chcesz skomentować ten wpis, kliknij tutaj. 

Bywajcie :)
Czytaj dalej »

Lost in Translation



Odnoszę wrażenie, że dużą trudnością jest brak precyzji w komunikacji między ludźmi. Nie powiem, że to przypadłość dzisiejszych czasów, bo kiedyś różnice społeczne były znacznie większe niż dzisiaj, co niosło za sobą wielkie różnice w języku pomiędzy poszczególnymi klasami. Dzisiaj mamy dużo łatwiejszy dostęp do tego, aby bez względu na status osiągnąć dosyć wysoki poziom językowy, jednak wydaje mi się, że rozwój technologii, paradoksalnie temu nie sprzyja. Język staje się uboższy, bardziej spłaszczony, mniej ostry i precyzyjny. Pamiętam jak czytałam "1984" Orwella, a zaraz po tym "Mechaniczną pomarańczę" i wizja przedstawianej tam "nowomowy" wydała mi się zatrważająca, dzisiaj widzę, że to się dzieje.

Tyle osób nie potrafi ze sobą rozmawiać, dojść do tego, o co im naprawdę chodzi, rozmawiają nie ze sobą, ale obok siebie, nie potrafiąc zauważyć, kiedy zaczynają mówić o tym samym.


Nauka komunikacji, zdrowej asertywności, wyrażania swoich emocji i nauka konstruktywnego kłócenia się to tematy, które powinien być obowiązkowymi przedmiotami we wszystkich szkołach, a pewne elementy przydałyby się w przedszkolu. I nie dlatego, abyśmy wszyscy mówili jak Słowacki (choć byłoby to piękne), albo potrafili sobą nawzajem manipulować, tylko po to, aby jakość naszego życia była lepsza. 


Wszyscy kąpiemy się w ludzkiej zupie, żyjemy z ludźmi, pracujemy z ludźmi, robimy biznesy z ludźmi, odkrywamy siebie, przy udziel innych osób. Relacje to nieodłączna cześć naszego życia, dużo większa niż możemy sobie z tego zdawać sprawę. Wpływają na to, jak się czujemy, co osiągamy, jak funkcjonujemy.

Mając dookoła siebie ludzi, z którymi nie potrafimy się dogadać, spalamy się powoli wewnętrznie, albo cały czas się kłócąc, albo trzymając wszystko w sobie. Można oczywiście natychmiast zakańczać relacje z osobami, które nie myślą tak jak my, z którymi nie możemy dojść do porozumienia, ale są relacje, tak cenne, że warto wyjść ponad siebie i nauczyć się ze sobą rozmawiać.


Z jednej strony nauczyć się nazywać swoje emocje i je wyrażać, z drugiej dążyć do precyzyjnej komunikacji. Oba te zadania nie są łatwe, bo na pewnym poziomie wymagają schowania swojego Ego do kieszeni, ale choć może nie być to widoczne na pierwszy rzut oka, opanowanie tych umiejętności, polepszy jakość związków, pracy, codziennego funkcjonowania. O ile łatwiej jest działać, gdy wszyscy zaangażowani wiedza, o co chodzi i nie trzeba tracić czasu na walkę z humorkami i tłumaczyć wszystkiego, wciąż bez pewności czy zostaniemy zrozumiani.


W naszym społeczeństwie to odbiorcę obwinia się za to, że nie zrozumiał. Już w szkole spotykamy się z tym, że jeśli nie rozumiemy polecenia, to jesteśmy "głupi", w relacjach jesteś "głupi" bo nie wiesz, o co mi chodzi. A jak często zastanawiamy się nad tym, czy mówimy do innych w zrozumiały dla nich sposób, czy dopasowujemy swoją mowę do odbiorcy? Nie sztuką jest mówić do małych dzieci językiem akademickim i czuć się bohaterem, bo "głupie" dzieci nic nie zrozumiały. To jest żałosna próba podreperowania własnego Ego kosztem słabszych. Tak samo jest na co dzień, w relacjach dorosłych ludzi, odpowiedzialność za to, czy komunikat jest zrozumiały leży po stronie nadawcy, to jego zadaniem jest zrobić wszystko, żeby został zrozumiały. 



Czy jest na to jakieś rozwiązanie?


Podstawowe: czytać, czytać, czytać, poznawać jak najwięcej słów i ich znaczeń, aby nasz język, był narzędziem, który wznosi nas na wyżyny, a nie ogranicza.


Dodatkowe, ale niemniej ważne: 


  • uświadomić sobie, że to ważne i że trzeba nad tym pracować, 
  • dbać o własne poczucie wartości, aby w komunikacji prowadzić jak najmniej gierek, 
  • pracować nad empatią, 
  • otworzyć głowę na perspektywy osób, z którymi chcemy nawiązać kontakt.

Jest to temat piekielnie ważny szczególnie, teraz gdy tak duża część naszej komunikacji odbywa się przez internet, bez udziału mimiki i mowy ciała, bez możliwości wykonania gestów, które mają większa moc niż słowa.

Nawet teraz pisząc tego posta, czy przy którymkolwiek innym, muszę zwracać szczególną uwagę na to, aby przekazać za pomocą słowa pisanego, to o co mi chodzi, aby mój tok myśli był zrozumiały dla osoby, która nigdy nie miała okazji porozmawiać ze mną na żywo. I teraz, gdyby ktoś napisałby mi, że piszę głupoty, moim pierwszym zadaniem, byłoby wyjaśnienie tego, jak zostałam zrozumiana, a nie kłócenie się z tą osobą, że nie, na pewno to ona nie ma racji, bo ja przecież wszystko sobie tak wspaniale przemyślałam... Mogłoby się okazać, że myślimy podobnie i nie ma się o co kłócić. 

Coraz częściej, czy to w swoim życiu, czy obserwując innych, widzę, jak ważny jest to temat. Od dobrej, sprawnej, nieobciążonej wewnętrznymi komunikacji, zależy tak wiele, w pewnym sensie losy świata ;)

Bardzo jestem ciekawa, co myślicie na ten temat. Czy uważacie, że dbanie o język jest ważne, czy może według Was dzisiejszy świat już tego nie potrzebuje? Zabierz głos, klikając tutaj.

Bywajcie :)




Czytaj dalej »

Jak przestać się wkurzać o drobiazgi - 9 strategii radzenia sobie ze zdenerwowaniem



W poprzednim artykule pisałam o przyczynach nerwów. Warto go przeczytać, zanim pójdziemy dalej, ponieważ poznanie przyczyny swoich złości, jest ważnym krokiem do tego, aby się z nimi rozprawić.


Kiedy już mniej więcej wiesz, dlaczego się zapalasz, czas rozpocząć akcję uderzeniową.


1. Medytacja i poranne strony



Pisze o tym często i na wszystko, ale jeśli jeszcze nie zacząłeś robić którejś z tych dwóch rzeczy, albo najlepiej obu, to najwyższa pora zacząć. Medytacja wycisza i pozwala nauczyć się kontrolowania swoich emocji i reakcji. Nie masz czasu? Nikt nie powiedział, że od razu musisz medytować trzy godziny każdego dnia. 10 minut dziennie, rano lub wieczorem, na początek wystarczy, a kiedy zaczniesz widzieć efekty, sam będziesz chciał robić to dłużej i częściej. 
Dokładnie tak samo jest z porannymi stronami, pisanymi metodą strumienia świadomości. Trzy strony wyrzutu z głowy, wszystkiego jak leci i można zacząć dzień z kilka kilo lżejszą głową. Jeśli coś Cię wkurza, zapisz to, nabluzgaj na to na papierze, możesz nawet go porwać lub spalić, papier przyjmie wszystko. Nie wyżywaj się na innych.



2. Odejdź od tego, co Cię denerwuje.



Jeżeli klasyczną sytuacją w Twoim domu jest to, że kiedy ktoś coś robi nie tak, to stoisz nad nim i krzyczysz, to natychmiast wyjdź do innego pomieszczenia, uspokój się, pooddychać, włącz sobie muzykę. Wróć, jak się uspokoisz i będziesz w stanie wyrazić swoje uwagi w normalny, cywilizowany sposób. W więcej niż połowie przypadków okaże się, że kiedy wrócisz, nie będzie już, o co się denerwować, bo rzecz jest zrobiona dobrze, ale sposób jej robienia był inny niż Twój i to Cię tak wkurzyło.



3. Kto się denerwuje?



Kiedy czujesz, że nadchodzi fala nerwu, zadaj sobie pytanie: czy naprawdę dana sytuacja Cię denerwuje, czy może Twoja złość to całkowicie automatyczna reakcja. A może to nie są Twoje nerwy, tylko przyzwyczaiłeś się jako dziecko, że w Twoim domu się na to denerwowało i teraz w swoim dorosłym domu też się denerwujesz, tak ku chwale rodzinnym tradycjom. 
Już słyszę: "Ale jak się zdenerwuję to nie w głowie mi zadawanie sobie idiotycznych, coachingowych pytań". Okej, spoko, wszystko rozumiem, ale to od Ciebie zależy co ci w głowie, a co nie. Jeśli nie chcesz nic zmienić, to nie zmieniaj. Jeśli twardo postanowisz, że jednak chcesz coś z tym zrobić, te pytania pojawią się w Twojej głowie, kiedy będziesz tego najbardziej potrzebować. Zawsze możesz je też gdzieś zapisać i nosić przy sobie jako koło ratunkowe. 


4. Znajdź sobie coś, na czym możesz się wyżyć.



Trzymanie w sobie emocji jest bardzo złym pomysłem. Wywalanie swoich emocji na ludzi dookoła to jeszcze gorszy pomysł. Dlatego znajdź sobie coś, w czym możesz się wyżyć, sport, malowanie, idź pokrzyczeń do lasu, rąb drewno, przekop ogródek, rób przetwory, cokolwiek co spożytkuje Twoją energię. Może to być coś, w czym po prostu wyrzucasz agresję albo coś, co Cię trochę zmęczy i uspokoi.


5. Niech inni wiedzą



Poinformuj swoje otoczenie o tym, że pracujesz nad tym, żeby się mniej denerwować. Po pierwsze, zadziała tu siła deklaracji społecznej, zwyczajnie będzie Ci głupio się wkurzać. Po drugie, możesz otrzymać od otaczających Cię osób dużo wsparcia i wyrozumiałości.


6. Zmiana perspektywy



Dobrze czasem spojrzeć na sytuację z drugiej strony, tej "winnej" osoby, może dostrzeżesz okoliczności łagodzące i trochę się uspokoisz. Warto też się zastanowić, dlaczego dane zachowania u danej osoby, są dla Ciebie aż tak denerwujące. 


7. Śpiewaj piosenki



Znam gościa, który z tego, co mówi zdenerwowana osoba, układa głupiutkie piosenki. Przeważnie nerwus się uspokaja, widząc, że dopóki się denerwuje, nie zostanie wysłuchany. Możesz znaleźć sobie kogoś, kto ma za zadanie Cię przedrzeźniać, kiedy się wkurzasz albo sam możesz spróbować pośmiać się z siebie. A nóż zadziała?


8. Zmień okulary



Na takie bardziej różowe. Jest takie zjawisko jak atrybucja (efekt halo, efekt aureoli). W skrócie polega ono na ocenianiu innych przez pryzmat pojedynczych cech (skoro blondynka to musi być miła; skoro się nie uśmiecha to musi być zarozumiały itd.). No i ta atrybucja może być pozytywna albo negatywna, co oznacza, że albo przypisujemy ludziom więcej negatywnych cech lub pozytywnych. Zastanów się, czy nie postrzegasz innych jako wrogo do Ciebie nastawionych, robiących Ci na złość, zawziętych.... Jeśli tak ,to spróbuj być dla innych trochę bardziej łaskawy, bo postrzegając wszystkich jako "tych złych" możesz nieświadomie zachowywać się w stosunku do nich bardziej oschle, a w efekcie prowokować gniewne sytuacje. 


9. Kłóć się z głową



Jeśli Twoim zdaniem nie da się już uniknąć kłótni i konfliktu, rób to z głową.
  • Przejdź do meritum sprawy i trzymaj się konkretów, unikaj wspominkowych wycieczek do niewyniesionych cztery lata temu śmieci.
  • Wyrażaj komunikaty typu "JA", zamiast "TY" (JA jestem zdenerwowany, zawiedziony, smutny zamiast TY jesteś głupi, zawodzisz mnie).
  • Staraj się kontrolować swój głos, możesz nawet nie zdawać sobie sprawy z tego o ile łatwiej rozmawia się z ludźmi, nawet o trudnych sprawach, kiedy się na nich nie krzyczy.

Mam nadzieję, że powyższe strategie pomogą Wam mniej denerwować się w codziennym życiu. Nie jest łatwo być zawsze niewzruszonym i spokojnym jak Budda, ale warto dążyć do większego spokoju i równowagi, choćby dlatego, że to zdrowe i miłe. Nie zawsze wszystko dzieje się po naszej myśli, ale nerwy i krzyki nie pomogą rozwiązać codziennych problemów.

Jeśli chcesz podzielić się swoimi spostrzeżeniami i strategiami radzenie sobie ze złością, kliknij tutaj. 

Bywajcie! 




Czytaj dalej »

Po co się denerwujesz?




Znacie jakiegoś nerwusa? Osobę, która w mgnieniu oka zapala się jak zapałka, albo przez drobiazg od razu jest wybita z rytmu? A może ktoś z Was sam jest taką osobą? Dla otoczenia taka sytuacja jest stresująca: „nie denerwuj się tak”, „tobie to nic nie można powiedzieć”, ale i dla nerwusa to nie jest proste i przyjemne no bo przecież się zdenerwował. Każdy zapytany nerwus powie, że denerwować się nie lubi, mimo że z jego zachowania można wywnioskować coś innego, bo robi to często i namiętnie.


Dzisiaj na pytanie „Dlaczego się denerwujesz”, spróbujemy udzielić innej odpowiedzi niż: Bo tak!".

Wszelkie towarzyszące nam w życiu emocje, czy to pozytywne, czy negatywne mają jedno główne zadanie. Informacyjne. Dzięki odczuwanym emocjom wiemy, czy coś lubimy, czy nie. Czy się boimy, czy może jesteśmy oczarowani. Dzięki tym informacjom wiemy co robić. Uciekać jak najszybciej, czy stać i się przyglądać.

Dawno temu, kiedy biegaliśmy jeszcze z maczugami, ten mechanizm był bardzo zero jedynkowy:

Widzę kły i pazury > czuję strach > uciekam albo walczę.


Dzisiaj większość z nas, nie ma już do czynienia z tego typu zagrożeniami, jednak nasze mózgi nie ewoluują tak szybko, jak telefony komórkowe i na problemy, które wymagają zupełnie innych rozwiązań, nasze organizmy fizjologicznie reagują tak samo, jak kilka tysięcy lat temu:

Boję się, denerwuję > walczę, uciekam > Krzyczę, kłócę się, płaczę.

Dzisiaj nie chcę poruszać tematu wielkich stresorów i prawdziwych problemów takich jak kwestie przetrwania, śmierci, ślubów, przetargów na miliony złotych i wystąpienia na tysiące osób.

Dzisiaj pogadamy o drobiazgach, które są malutkie, głupiutkie, ale towarzysza nam każdego dnia i doprowadzają do szewskiej pasji. Facet nie wyniósł śmieci, siostra kroi sałatkę, inaczej niż sobie wyobraziłam, dziecko nie chce robić tego, co chcę, żeby robiło, coś mi nie wychodzi?

Widźcie jakiś element wspólny?

Nie jest tak, jak chcę, żeby było. Nie jest idealnie. Nie jest tak, jak to sobie wymyśliłem/am.

My jako ludzie jesteśmy dość egocentryczni, można się z tym spierać, ale filtrem, przez który patrzymy na świat, jest JA". JA chcę to zrobić. JA chcę się sprawdzić. JA to sobie wymyśliłam w taki, a nie inny sposób.

Nie rozumiem, dlaczego ludzie tak się burza na stwierdzenie, że są egocentrykami, bo to tak jakby się burzyli na stwierdzenie, że Jan Kowalski jest Janem Kowalskim i patrzy na świat oczami Jana Kowalskiego. A czyimi ma patrzeć.

Zupełnie odrębną sprawą jest poszerzenie swojej perspektywy o perspektywy innych osób, ale to wciąż jest ta Twoja lub moja perspektywa, jedynie uwzględniająca szerszy kontekst.

1. Nerwusy to bardzo często maniacy kontroli, osoby, które mają w głowie idealną makietę rzeczywistości i próbuję popodginać realne życie do swojej makiety, ani przez chwile nie zastanawiając się nad tym, czy ten wytwór wewnętrzny jest rzeczywisty do zrealizowania i sensowny. Najważniejsze jest, żeby było „po mojemu”, a to, że zwymyślam bliskiej osobie, bo wartego złotówkę pomidora pokroi w kostkę zamiast w ósemki to już jej problem.

2. Nerwusy to też perfekcjoniści, niewolnicy dążenia do bycia idealnym, nieomylnym i przygotowanym na każdą okoliczność. Nie dopuszczają do świadomości, że nie jest to możliwe, co rodzi w nich frustrację i napięcie, które co jakiś czas się z nich wylewa.

W życiu jest wiele niepewności. Pamiętaj o tym, to cię nie zaskoczy" James Boswell

3. Trzecia grupa nerwusów to osoby o małym wglądzie wewnętrznym i samoświadomości, które specjalnie nie zastanawiają się nad tym, co i dlaczego robią. Maja pewne wyuczone zachowania i reakcje pożyczone głównie od rodziców, których się trzymają. Krzyczą, bo się zdenerwowali i już. Takim osobom nad nerwami pracować będzie najłatwiej, bo kiedy uświadomią sobie, że tak właściwie to ich mama nie lubiła takiego sposobu krojenia tego nieszczęsnego pomidora, a im to w sumie nie przeszkadza, a nawet ich nie obchodzi, to zaczną się z tego śmiać i wykreślą daną rzecz z Listy powodów do zdenerwowania".

Ciekawa jest też teoria Junga, mówiąca, że najbardziej w innych ludziach denerwuje nas to, czego nie akceptujemy w sobie i takie rzeczy nazywane są cieniami. Cieniami są rzeczy, które wypieramy z naszej świadomości, czyli nie chcemy zaakceptować tego, że w nas istnieją. Na przykład największy problem z homoseksualistami mają osoby, które same mają problemy ze swoją seksualnością, mężczyźni, którzy nie są tak męscy, jakby chcieli. Oczywiście nigdy ci tego nie powiedzą, a nawet sami mogą nie zdawać sobie do końca z tego sprawy, ale tak to już jest z wyparciem...

Jeśli ktoś się denerwuje na to że ktoś jest nieogarnięty i niedojrzały" sam może odczuwać dyskomfort związany z tym, że nie jest tak ogarnięty i dojrzały jakby chciał.

Jeżeli kogoś wkurza to, że inni nie ogarniają swoich pieniędzy i je rozpuszczają, przeważnie sam ma problem z gospodarowaniem pieniędzmi.

Ludzie, którzy są w danych tematach ogarnięci, albo mają gdzieś, jak w tych sprawach radzą sobie inni, nie zaprzątają sobie tym głowy, albo chętnie pomagają innym je uporządkować. Na pewno nie będą się na nikogo wkurzać. Szkoda życia i zdrowia.

W kolejnym poście opisze Wam kilka sposobów na to, żeby się nie zapalać i zacząć kontrolować swoje gniewne emocje.

Czy ktoś z Was znalazł powyżej przyczynę swoich nerwów? A może macie inne pomysły skąd mogą się one brać?

Jeśli chcesz zostawić komentarz, kliknij tutaj.




Czytaj dalej »

Gdzie się podziała Twoja energia?





Masz czasem tak, że niby wszystko jest dobrze, w życiu nie dzieją się żadne tragedie, słońce świeci, a Ty nie masz energii i nie czujesz radości z życia? Niektórzy lubią sobie od razu zdiagnozować depresję, ale zanim dojdziemy do zbyt pochopnych wniosków, warto zbadać czy dobrze zarządzamy swoją energią życiową, bo jest z nią trochę jak z pieniędzmi. Źle zarządzane, znikają nie wiadomo gdzie, pozostawiając Cię z myślą: ale jak to tak, przecież dopiero była wypłata?!".

Kolega przedstawił mi kiedyś świetną metaforę, która bardzo do mnie trafiła:

Masz 100 zł, musisz za to kupić prezent dla kolegi, który kosztuje 60 zł, a resztę możesz przeznaczyć na swoje zachcianki. Jeśli kupisz prezent od razu, będziesz mógł swobodnie udać się na zakupy za pozostałe pieniądze, jednak jeśli najpierw pójdziesz kupić sobie jakieś drobiazgi, istnieje ryzyko, że Cię poniesie i wydasz zbyt dużo pieniędzy na mało konkretne rzeczy i zabraknie Ci pieniędzy na prezent dla kolegi.

Dokładnie tak samo jest z naszą energią i czasem, jeśli najpierw zabierzemy się za konkretne rzeczy, to później zostaje nam czas i siły, które możemy zagospodarować, jak tylko chcemy, a gdy będziemy zmęczeni po prostu i bez stresu pójść odpocząć. Jeśli jednak dzień zaczniemy od wydania" swojej energii na drobiazgi, które dzisiaj przeważnie oznaczają przeglądanie całego internetu, byleby tylko nie zabrać się za pracę, bo przecież nie zabiorę się za swoje hobby (bo muszę zaraz zacząć pracować), może się okazać, i bardzo często się okazuje, że na duże rzeczy, albo nie mamy już czasu, albo sił.

Warto zabawić się w detektywa i dowiedzieć się co lub kto zabiera i rozbija na drobne Twoja energię życiową?


Wirtualny świat


Można się bronić, że z internetu można się wiele nauczyć, ale myślę, że każdy z nas dobrze wie, kiedy rzeczywiście się czegoś uczy i poznaje świat, a kiedy wyrzuca swój czas i energię do cyber kosza. O tym, co możesz zyskać, wyłączając komputer i telefon przeczytasz tutaj.



Nie realizujesz swoich celów.


Studia, praca, dom, znajomi, rozwój, jest tyle zajęć dookoła, tyle robimy, żeby zadowolić innych i spełnić ich wymagania. Ile procent z tego, co robisz na co dzień, zbliża Cię do Twoich celów? Tak, do TWOICH, osobistych celów. Tego, co TY chcesz osiągnąć w życiu. Nie twój szef, chłopak, dziewczyna, albo rodzice. Łatwo się zgubić, w codziennym pędzie i zapomnieć o sobie. Załapałam się ostatnio na realizowaniu ekscytujących celów innych osób i tak, to było fajne, ale dla nich, bo ja robiłam rzeczy, które mnie nie jarały w sumie prawie wcale. Sam cel był ekstra, tylko że nie mój.

Przeanalizuj różne obszary swojego życia i zastanów się nad tym, ile z robionych przez Ciebie rzeczy jest takich Twoich. Jeśli chociaż połowa to już jest nieźle. Jeśli żaden to czas coś z tym zrobić.



„Jeśli nie zbudujesz swojego marzenia, ktoś inny Cię zatrudni, 
abyś pomógł mu zbudować jego.” – Tony Gaskins



Zapominasz o równowadze


Można dużo pracować, a tak naprawdę nic nie robić. Nic ważnego dla siebie samego. To spala. Szczególnie dzisiaj, kiedy ludzie przybijają sobie piątki, za bycie zapracowanym. Efekty pracy zeszły gdzieś na dalszy plan. Jakoś ostatnio się uroiło, że dobrze jest pracować dużo, a nie skutecznie. Przyroda wymaga równowagi, a my jesteśmy elementami przygody. Zamiast czytać kolejny poradnik, na temat tego, jak mniej spać i więcej pracować, to zostaw go w tej chwili i po prostu idź odpocząć. Nasz organizm jest doskonałym urządzeniem, które bardzo trudno oszukać. Dzbanek kawy nie sprawia, że masz więcej energii, odsuwanie regeneracji zwiększa dług senny, czyli odsuwa w czasie moment zaśnięcia. Ten dług jest dość wysoko oprocentowany i im dłużej odkłada się jego "spłatę", tym wyższe są odsetki. Zmniejsza się koncentracja, zdolność kontroli uwagi, szybkość reakcji i wydajność.

Ze swoim organizmem warto być szczerym, wtedy odpłaca nam się dobrym samopoczuciem i siłami witalnymi, oszukiwany, zawiedzie w najmniej oczekiwanym momencie. Zwróć uwagę na to, jak się odżywiasz, czy jedzenie, które spożywasz, daje Ci energię i potrzebne składniki odżywcze czy jest tylko zapychaczem, po którym nie masz na nic siły i źle się czujesz.

Ważna jest też równowaga psychiczna, jeśli Twoje życie jest stresujące i pełne napięć, które nie zawsze są złe, ale zawsze obciążające, zadbaj o swoją regenerację psychiczną, czas na uspokojenie, wyciszenie, albo wyrzucenie z siebie stresu poprzez sport czy sztukę. Przyjemności i relaks to nie jest strata czasu, to inwestycja.



Masz zbyt mało kontaktu z naturą


To udowodnione naukowo. Mimo że wyszliśmy z jaskiń już dosyć dawno, a świat na zewnątrz zmienił się niewyobrażalnie, nasz mózg na wiele bodźców reaguje dokładnie tak samo, jak za czasów jaskiniowych. I nasz mózg w zamkniętym pomieszczeniu z klimatyzacją wariuje. To nie jest dla niego naturalna sytuacja, być ciągle w jednym miejscu bez możliwości zbadania otoczenia. W takiej sytuacji nasz mózg staje się nerwowy i szybciej się męczy. Kiedy robisz sobie przerwę, wyjdź chociaż na 5 minut na balkon, przed budynek. Najlepsze przerwy to te podczas których "zeskanujemy" jak największy obszar.

Z drugiej strony przyroda po prostu jest super, zieleń koi, obserwowanie jak roślinki rosną, daje masę satysfakcji, rześkie powietrze dodaje energii. Postaraj się co najmniej raz w tygodniu zrobić coś pod hasłem przyroda".



Odkładasz na później


Ach ta kochana prokrastynacja. Zawsze czai się gdzieś za rogiem, czy jest sens z nią walczyć, i tak i nie ponieważ niesie ona za sobą pewne informacje, jednak na pewno można ją nieco przytemperować. Kilka sposób na to, znajdziesz tutaj. Ciężko jest się z tym pogodzić, ale odkładanie na później trudnych lub nudnych rzeczy zazwyczaj zabiera więcej czasu i energii niż wykonanie tego strasznie strasznego zadania. I tym odkładaniem to się można tak zmęczyć, że się już nic w życiu robić nie chce. Nawet robienie innych konkretnych, ale milszych rzeczy staje się trudne, kiedy nad głową wisi TO zadanie. Odpowiedzmy sobie na proste pytanie: czy warto się tak mączyć?


Za dużo się przejmujesz


Potężny zjadacz energii. Wiem na ten temat całkiem sporo, bo sama jestem osobą, która przejmuje się za bardzo. I tak jak powiedzenie "nie przejmuj się" za bardzo nie pomogą, tak medytacja i poranne strony"Drogi Artysty" potrafią zdziałać cuda. Pierwsze pomaga zmierzyć się z lękami i nauczyć się być na nie mniej wrażliwym, a z czasem obojętnym, w myśl zasady „let it be". Dzięki drugiej złośliwe myślokształtyy zrzucisz z głowy do zeszytu, co już jest dużą ulgą, a czasem nawet wpadniesz na genialne pomysły jak poradzić sobie z daną sytuacją.




Kiepskie towarzystwo


Otaczający nas ludzie mają na nas olbrzymi, choć niedoceniany wpływ. Lubię takie powiedzonko, że jest się sumą pięciu osób, z którymi spędza się najwięcej czasu. Wierzcie lub nie, ale od kiedy zaczęłam bardziej rozważnie dobierać sobie znajomych, moje życie bardzo zyskało na jakości. Naprawdę jest spora różnica pomiędzy tym, czy spotykasz się z ludźmi, którzy Cię interesują i rozumieją, a przebywaniem z przypadkowymi osobami, z którymi się trzymasz w sumie tylko dlatego, że razem pracujecie czy studiujecie. Łatwiej zobaczyć to na przykładzie osób, z którymi tworzy się związki, jeśli jesteś z kimś z braku laku, bo jest miły i się napatoczył, taki związek po krótkich chwilach uniesień szybko zmienia się w wielki wysysacz energii. Dokładnie tak samo jest ze znajomymi i współpracownikami, a nawet rodziną. Nie musisz być mentalnie blisko z kimś, tylko dlatego, że jest z Tobą blisko fizycznie (sąsiednie biurko, wspólny pokój etc.). Nie utrzymuj dłużej znajomości, które kosztują Cię tylko frustrację i wewnętrzne spalanie. Żeby powstała relacja muszą w niej być co najmniej dwie osoby, a żeby relacja była dobra, każda z tych osób musi z siebie coś dać. I nie, nie ma w tym ani kropli wyrachowania, to zwyczajne dbanie o siebie. Więcej na ten temat pisałam tutaj.



Warto odkryć co zabiera Twoją energię i skutecznie się z tym rozprawić.
Wiesz już co zjada Twoją?

PS: Jeśli chcesz skomentować ten post, kliknij tutaj. 


Bywajcie!










Czytaj dalej »

Skąd wziąć motywację





Tegorocznym hasłem przewodnim jest dla mnie z głową i z sercem.
Co mam na myśli?

A to, żeby nie ścigać się w wynikach dla samego ścigania, tylko jeśli mam coś robić to wiedząc, po co i jednocześnie obdarzając siebie dużą dawką miłości i wyrozumiałości. Bo trzeba dbać o siebie, po prostu.

Choć brzmi to bardzo przyjemnie, to w praktyce musiałam stanąć przed kilkoma trudnymi wyborami, zrezygnować z rzeczy, w które byłam bardzo zaangażowana, albo takich, które kosztowały mnie po prostu dużo czasu i energii (o błędzie utopionych kosztów przeczytasz tutaj.). Nie były to decyzje łatwe i takie, które podejmuje się ot, tak, ale żeby wprowadzić w swoje życie nowe rzeczy, trzeba wcześniej zrobić na nie miejsce.

Nigdy nie ma się pewności czy tego typu działania były dobre, czy niekoniecznie, ale już teraz czuję się, jakbym odcięła kilka kamieni wiszących u nogi.

W pewnym sensie łączy się to wszystko z moim postanowieniem bycia nieustraszoną. Boję się, co będzie dalej, ale działam pomimo lęku, a przynajmniej się staram, co w moim przypadku jest totalnie rockandrollowym zachowaniem :D

Przyjemnym odkryciem jest to, że kiedy robi się rzeczy z serca i takie, w które się wierzy, to nie ma zastanawiania się nad tym, czy motywacja jest, czy nie jest. Po prostu się je robi.

Przeanalizowałam każdy obszar swojego życia pod względem tego:

  • Po co to robię?
  • Czy chcę to robić?
  • Jeśli nie chcę, to dlaczego to robię (czy mam z tego jakieś istotne dla mnie korzyści)?
  • Co mogę zmienić, żeby lepiej mi to służyło?
  • Czego jeszcze nie robię, a bym chciała?
  • Czy daje mi to radość/ spełnienie/ nowe umiejętności (inne istotne dla mnie, pozytywne wartości)?

Stworzyłam też coś w stylu map marzeń, każdą z rzeczy, którą się zajmuję, rozpisując na cele, działania, które mogę podjąć i szukając łączników pomiędzy poszczególnymi projektami, rozplanowałam to wszystko w czasie, określając progi realizacji zadań.
Zrobiłam to na dużych kartkach, które powiesiłam na ścianie, aby w każdej chwili móc coś dopisać, bo głowa pracuję i podsuwa pomysły w najmniej spodziewanych momentach, a do tego natykając się ciągle na te plansze, dostaję sygnał: działaj!

Cieszę się, że zrobiłam to wszystko, że uporządkowałam sprawy, które zbyt długo wisiały z naklejką "jakoś to będzie". W ten sposób rozjaśniłam takie czarne dziury w swoim życiu, czyli obszary, które ciągle wiszą nad głową, ale nie wiadomo co z nimi zrobić. Dostałam takiego wiosennego poweru do działania i poczucia, że znowu to ja, a nie wypadki losowe, albo inni ludzie, kieruję swoim życiem.

Jednym z moich projektów jest roczne wyzwanie rysunkowe, które możesz śledzić na Instagramie.


Jeżeli czujesz w swoim życiu zastój, spadek energii, brak zainteresowania, nie czekaj, aż ten stan sam minie, bo to może się nigdy nie wydarzyć, a Ty stracisz czujność i przyzwyczaisz się do tej bylejakości, a bardzo łatwo się do niej przyzwyczaić. Działaj! Bądź nieustraszony!

PS: Jeśli chcesz skomentować ten post kliknij tutaj. 

Bywajcie!









Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia